wtorek, 23 lipca 2024

Kizia

 W sobotę 20 lipca wracaliśmy z zakupów na Filipowie. Jechaliśmy boczną drogą, żwirówką jakieś 50 km/h.  Nagle, kątem oka zobaczyłem leżącego na poboczu drogi małego kotka. Zatrzymałem samochód 40 m dalej o pobiegłem zobaczyć co się stało. Kotek leżał nieruchomo. Jedynie drgająca prawa noga  świadczyła o tym, że jeszcze żyje. Wziąłem go na ręce i pobiegłem do samochodu.

Po przyjeździe do domu nabrałem w strzykawkę chłodnej, przegotowanej wody i podałem kotkowi do mordki. Wypił kilka kropli i  zaczął poruszać głową i otwierać oczy. Włożyliśmy kotka w kontener i pojechaliśmy z nim do weterynarza w Suwałkach.

Tam dostała kroplówkę i antybiotyk, bo okazało się, że jest to ona i, że ma koci katar.

Przez trzy kolejne dni jeździliśmy z nią na podawanie antybiotyku, kroplówek itp. 

Zawsze byliśmy przy wszystkich zabiegach, kroplówkach, zastrzykach itp.

Gdy przyjechaliśmy kolejnego dnia zaproponowano nam zostawienie Kizi na 3 godziny na  kroplówkę i inne zabiegi. Zgodziliśmy się.

Gdy podjechaliśmy po 3 godzinach powiedziano nam, że dostała kroplówkę, jakieś zastrzyki, antybiotyk, i środek przeciwwymiotny/przeciwbólowy oraz, że została wykąpana...

Podstawowe pytanie brzmi:

Dlaczego małego, chorego, świeżo wykąpanego kotka postawiono w kontenerku o zaledwie 1 metr od urządzenia - klimatyzatora włączonego na ful w najzimniejszej opcji?

Kizia umarła tego samego dnia wieczorem.










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podlaskie dyskonty świecą w hołdzie niemieckiemu poecie?

  Najsłynniejszy poeta niemiecki Johann Wolfgang von Goethe (1749 – 1832) umierając podobno był powiedział:  "Więcej światła!" 193...